wtorek, 27 grudnia 2011

Loreena McKennitt "The Wind that Shakes the Barley"

Autorka bloga nieustannie poszukuje nowych inspiracji muzycznych, lubując się w muzyce różnorakiej (przez lata jej paleta smakowa rozszerzała się i ewoluowała). Ale skoro blog ten traktuje o Szkocji, najbardziej na miejscu będzie podzielenie się z czytelnikami klimatami  związanymi ze Szkocją (no i z Irlandią trochę też). Pieśniarka, która zainspirowała mnie do napisania tego posta nie pochodzi wpradzie ze Szkocji, ale z dalekiej Kanady, posiada jednak szkockie korzenie i zamiłowanie do muzyki przodków.

Loreena McKennitt od kilku lat, kiedy to o niej usłyszałam po raz pierwszy, jest dla mnie instytucją, zaś minione święta Bożego Narodzenia upłynęły mi na melodiach jej ostatniej płyty, wydanej w 2010r. "The Wind that Shakes the Barley", czyli "Wiatr, buszujący w jęczmieniu". Jest to płyta nawiązująca do folku celtyckiego w czystej postaci, tym razem bez elementów bliskowschodnich, którymi nasiąknięte były poprzednie płyty pieśniarki.

Może to wina świąt, ale płyta przywołuje na myśl kolędy, pewną bożonarodzeniową odświętność, no i ten anielski sopran Loreeny. "Wind..." jest nie tylko tłem, ale czymś, co wprowadza pozytywny nastrój. Płyta jest żywym dowodem na to, że można nagrywać piękne ballady nie ocierając się o tandetną konwencję pop i że muzyka tradycyjna może brzmieć autentycznie i pięknie w XXI wieku. Że kajobrazu nie musi ilustrować obraz, czy fotografia, może go ilustrować muzyka.

Muzyka na płycie pełna jest celtyckiej zadumy; zawsze w niej słychać tę nutkę melancholii i tęsknoty i echa opowieści o historiach ludzkich i ludzkich emocjach.  Tutuł płyty jest nawiązuje do ballady autorstwa Roberta Dwyer Joyce'a, opisującej irlandzkie powstanie z 1798 r. Pieśń ta opowiada o wyborze, jakiego pewien młodzieniec - między miłością do ukochanej kobiety, a walką o ukochaną ojczyznę.
 Na "The Wind that Shakes the Barley" Loreena wykonuje również inne tradycyjne pieśni, m.in starą balladę irlandzką "Star of the Country Town", czy szkocką "On a Bright May Morning", albo angielską "The Death of Queen Jane", opiewającą śmierć Jane Seymour w wyniku komplikacji po porodzie.

 "On a Bright May Morning"

wtorek, 13 grudnia 2011

Huragany, śnieg i takie tam spostrzeżenia natury społecznej

Miniony tydzień sprezentował Szkocji huragan oraz pierwsze w tym roku opady śniegu. Oba zjawiska atmosferyczne rozdmuchane zostały przez media do nieproporcjonalnych rozmiarów. Szczególnie huragan, zwany przez niektórych autochtonów "Bawbag" (w szkockim slangu 'bawbag' to męskie części intymne) sprawił, że zamknięto szkoły, żłobki, mosty, uniwersytety, urzędy, odwoływano pociągi, autobusy i loty; ludzie mieli siedzieć w domu i się nie wychylać...

Huragan przeszedł wyrywając kilka drzew z korzeniami (dla mieszkańca Szkocji nie jest to niezwykły widok) i kilka okien wraz z futrynami, i uprowadzając znaczaną ilość śmietników. Dwa dni później spadł pierwszy śnieg (roztapiając się jeszcze przed południem) i powodując nowe nie lada zamieszanie. Jako, że nie ma tutaj tradycji odśnieżania chodników, wiele, zwłaszcza mniej sprawnych lub bardziej wiekowych osób pokonanych przez moc poślizgu, doznało złamań i potłuczeń. Śnieg w UK nie jest  powodem do przeprowadzania akcji odśnieżania,  jest natomiast powodem do tego, żeby odwoływać zajęcia w szkołach...

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Grassmarket

Kolejny post rzuca na ruszt całkiem przypadkowy temat, pewne miejsce w Edynburgu. Piszę o nim, bo ostatnio zamieszkałam w jego okolicy i niemal codziennie spaceruję po nim.

Grassmarket to jadna z najstarszych części miasta - historyczny plac na edynburskiej starówce, przez ponad 500 lat (aż do początku XX wieku) pełniący funkcję jednego z głównych rynków, na którym handlowano bydłem i końmi, jak również dokonywano egzekucji. Mimo, iż architektura miejsca zmieniała się wielokrotnie przez stulecia, Grassmarket zachował swój historyczny charakter: większość budynków pochodzi z epoki wiktoriańskiej, chociaż niektóre, np. karczma White Hart Inn, wybudowane zostały na początku XVIII wieku (w White Hart Inn tak na marginesie pił kiedyś sam Robert Burns. Karczm i tawern i od zawsze na placu istniało mnóstwo. Zaglądali do nich przybywający do miasta handlarze bydłem.  

Ciekawa historia wiąże się  z pubem Half-Hingit Maggie (w przekładzie własnym: Na Wpół Powieszona Gośka). Nazwa pochodzi od powieszonej mieszkanki miasta, która w cudowny sposób ożyła w drodze na pochówek. Skazana, że karę, odbyła, została wypuszczona na wolność.

W rynku i obecnie znajduje się wiele pubów. Latem pełno jest tu ogródków piwnych i restauracyjnych. Jesienią turystów przyciąca nieco rzadziej, ale o każdej porze roku, niezależnie od aury, stanowi jedno z ulubionych miejsc imprezowych dla mieszkańców miasta. W weekendy to miejsce jest szczególnie ożywione - bulgocze ze szczególną mocą.

Nad rynkiem dominuje w całym swym majestacie Zamek Edynburski. Grassmarket okalały niegdyś mury miejskie: Flodden Wall i Tefler Wall, których pozostałości widoczne są aż po dzień dzisiejszy. Wiele z zakątów rynku skrywa ciekawe historie, ale będą one tematem kolejnych posów w przyszłości. 

Grassmarket pewnego grudniowego popołudnia 2011,
Leżąca u stóp Victoria Street studia Bow Well (1681) była pierwszym źródłem wody wodociągowej w Edynburgu.

Grassmarket obecnie
Grassmarket kiedyś, około 1860 r, źródło